Oto jest i mapka! Zapewne lepszą dostaniecie gdzieś w księgarni – co zresztą polecam, podczas pobytu na Rodos bardzo Wam się przyda. Ale na tej obok zaznaczyłem gwiazdkami pięć miejsc, które naprawdę warto odwiedzić – oczywiście, o ile lubi ktoś cokolwiek zwiedzać, a nie tylko leżeć na plaży do góry brzuchem i udawać szalonego wieloryba… Te miejsca to: — Filerimos — Monolithos — Lindos — Kamiros — przylądek Furni Rzecz jasna, koniecznie trzeba też wpaść do miasta Rodos, uznałem to za oczywiste i już nie gwiazdkowałem..
Zacznijmy więc od miasta Rodos! Wiatraki w porcie to chyba najczęściej spotykany symbol miasta. Tam też mamy małą warownię z latarnią morską (do której nie ma niestety wstępu), oraz – brakuje mi słowa – zabytkowy obiekt sakralny. Mając wynajęty samochód warto mieć świadomość, że zaparkować tutaj za darmo jest praktycznie niemożliwe, chyba że przyjeżdżamy bardzo wcześnie rano, lub późnym wieczorem. Parking płatny to 2 euro za godzinę. Większość ulic jednokierunkowa, bardzo łatwo się za pierwszym razem pogubić…
Ale pomówmy o ciekawszych rzeczach! Uliczki starego miasta są przeurocze. Bardzo ciekawa i charakterystyczna jest tutaj metoda układania bruku. Są to płaskie okrągłe kamienie układane na sztorc, podejrzewam też, że bez użycia zaprawy. Kapitalnie po nich spływa woda deszczowa, a one znakomicie chronią przed poślizgiem! Na niektórych podwórkach układa się w ten sposób drobne, różnobarwne kamyczki, które tworzą przepiękne mozaiki. Najładniejszą układankę kamykową widziałem na dziedzińcu miejscowej synagogi.
Warto wpaść tutaj wieczorem… Stare miasto po zachodzie słońca nabiera swoistej atmosfery i aromatu, niedostępnych w ciągu dnia. Jeżeli sezon jeszcze nie jest w pełni, ulice świecą pustkami, ale sklepy pełnie spożywczych ciekawostek otwarte są do późna. Światło reflektorów pięknie igra sobie z mrokiem, tańcząc po prastarych murach… Nie wiem, jak tu jest w sezonie. W knajpach nie bywam… Podejrzewam, że od czerwca do września jest tu raczej huczno.
Spacerując po starym mieście łatwo pominąć niezwykle ciekawy obszar pomiędzy murami miejskiej fortyfikacji. Leżą tam wciąż kamienne kule armatnie, porzucone po ostatniej bitwie… Niedaleko portu znajduje się też mały muzułmański cmentarz, wart obejrzenia. Tuż przy nim – dom w którym mieszkał przez dwa lata Lawrence Durrell, brat słynnego Geralda Durrella Na dole po lewej – turecka łaźnia. Napis na drzwiach głosi: „to nie jest muzeum”. Istotnie, łatwo się pomylić, budynek prosto z epoki, wnętrze podobnie…
Przenieśmy się do Lindos! Przepiękne miasteczko, ponoć szczególnie atrakcyjne wieczorem, kiedy tętni tu knajpiane życie. Dla mnie było wystarczająco cudne za dnia. Góruje nad nim akropol, gdzie znajdziemy zarówno pozostałości fortyfikacji, bizantyjski kościół, oraz ruiny świątyni Ateny. Z góry rozciąga się również cudny widok! Dodam, że na akropol prowadzi dróg kilka… przyznam, że ja wdrapałem się tą mniej oficjalną… co nie oznacza, że bezpłatną – wstęp tak czy inaczej kosztuje 4 euro.
A oto i Monolithos! Skała, na której szczycie stoją ruiny zamku krzyżowców. Oraz, jak prawie na każdej tutejszej górze – kościółek. Wygląda zupełnie tak, jakby Bóg postawił na ziemi taboret, by ludzie mogli pobawić się na nim klockami… Widok przecudny, z każdej strony prezentujący się inaczej. Przyznam, że jako fotograf odstawiłem fuszerkę – był wieczór i nie miałem zbyt dobrego światła. Musicie mi wierzyć na słowo. Monolithos naprawdę warto zwiedzić, podobnie jak przyległą doń okolicę. Te strony należą do najpiękniejszych i najmniej zepsutych przez człowieka na całej wyspie!
Okolica Monolithos Jak wspomniałem, okolica Monolithos należy do najpiękniejszej na całym Rodos. W zatoczce, między przylądkiem Furni a przylądkiem Monolithos, stoją dwie skały, przypominające kształem popiersia dwóch zgrzybiałych tetryków. Zwą się podobnio Stavros i Dimitrios – ale mam tę wiadomość z niepotwierdzonego źródła. Tak czy siak, wyglądają bardzo sugestywnie…
Filerimos Znajduje się tutaj jedna z lepiej zachowanych (lub może też – lepiej odnowionych) atrakcji do zwiedzania. Jest to klasztor joannitów, stojący na gruzach świątyni Zeusa i Ateny. Gruzów tych zostało tu zresztą całkiem sporo, nie wszystkie uległy średniowiecznemu recyklingowi i teraz leżą całkiem sporą stertą przed wejściem do kościoła. Ten zaś z kolei ma wnętrze niezwykle nastrojowe…
Kamiros Ruiny doryckiej osady, opustoszałej z niewiadomego powodu w II w p.n.e. Prawdopodobnie zniszczyło je trzęsienie ziemi, ale to nic pewnego. Nie ma tu monumentalnych budowli, jest za to rozległy obszar pokryty resztkami kamiennych fundamentów, widać ślady wodociągów, zachowała się też ogromna cysterna, zaopatrująca osadę w wodę.
Agios Markos A oto i ciekawostka napotkana gdzieś przy drodze. Agios Markos, czyli Święty Marek. Zrujnowany kościół niespecjalnie wyglądający na zabytkowy. Ale oznaczony brązową tabliczką, znaczy się, że zabytek. Dookoła niego wybudowano … baraki gospodarcze, coś jakby grecki PGR !!! Z lewej strony widnieje otwarta brama garażu, w którym stoi kombajn rolniczy. Stary i chyba niesprawny, ale kombajn. A w centrum zabudowy – kaplica Św. Marka…
A tu cerkiewka całkiem zadbana, znajdująca się w Asklipio A tu cerkiewka całkiem zadbana, znajdująca się w Asklipio. Jedna z tych, co mają najbogatsze wnętrze – zwykle poza ikonostasem w greckich cerkiewkach nie ma prawie niczego… (wstęp – 1 euro)
Zwiedzamy dalej Asklipio Zwiedzamy dalej Asklipio. Ruiny zamku Joannitów, połozonego – jaby inaczej – na wzgórzu.
Tutaj mamy Archangelos Tutaj mamy Archangelos. Ruiny zamku – tak, znowu Joannici – oraz wieża miejscowej cerkwii.
Kastello (Kastro Kritinias) OK., niech to będą ostatnie na dziś ruiny. Kastro Kritinias, czyli po prostu zamek kreteński. Jak zwykle – na wzgórzu, z którego mamy cudny widok na skaliste wybrzeże.
Błękitne wybrzeże! Dla mnie najciekawsze na Rodos nie są ruiny. Najmilsze dla oka jest mi przepiękne wybrzeże! Skaliste wybrzeże… Urwiste wybrzeże… Co ciekawe, wody opływające południowo- wschodnie brzegi wyspy są bardziej zielone, zaś te co się rozciągają na półnono-zachodnim, mają wyraźnie błękitny kolor. Oczywiście heca tkwi w piasku pokrywającym dno, a nie w wodach jako takich…
Skały otaczające brzegi rodos wyglądają tak, jakby wyspa cierpiała na zaawansowaną postać osteoporozy… są chropawe, porowate, kruche, ostrokrawędziaste, wyglądając jednocześnie na typowo wulkaniczne, w żadnym wypadku osadowe… Najbardziej zastanawiały mnie liczne okrągłe otwory, o niemalże idealnie równomiernym kształcie. Zupełnie jak dziury w serze… Łatwo można tu stracić część obuwia, kiedy noga uwięźnie w szczelinie. Powrót do domu na bosaka nie wchodzi w grę, trzeba wzywać helikopter ratunkowy. No, chyba że ktoś ma naprawdę twardą skórę na podeszwach…
Tutaj, na pożegnanie, zatoka Antony’ego Quinn’a. Do zobaczenia na Rodos!
Więcej wypraw, więcej zdjęć, więcej niezwykłych krain: zapraszam