Wyspa bez cienia zieleni Fuerteventura Wyspa bez cienia zieleni Autor: Balbina Skolasińska
W styczniu pojechałam ze znajomymi na wyspę Fuerteventure, należącą do archipelagu wysp Kanaryjskich. Wylot był z Berlina wczesnym rankiem i już o 11 wylądowaliśmy na miejscu. Widok z samolotu faktycznie nie zachwycał, jak wspominali inni ludzie - szara wyspa, z paroma wzniesieniami i ani skrawka zieleni. Jednak to nam nie przeszkodziło, bo gdy tylko wyszliśmy uderzyły nas promienie słońca! W styczniu temperatury wahają się tam do 18 do 25 stopni, więc to miła odskocznia od zimnego Wrocławia. Mieszkaliśmy w stolicy Fuerteventury - Puerto de Rosario. Jak na stolice była wyjątkowo pusta i mało ciekawa. Na szczęście wypożyczyliśmy auto, więc w ciągu tygodnia udało nam się zwiedzić większą część wyspy. Poniżej zaprezentuje Wam najciekawsze miejsca wraz z moimi zdjęciami, zrobionymi najczęściej analogowym aparatem :)
1. Czarna Plaża (playa negra) Niezwykła plaża, po drugiej stronie wyspy położona przy miejscowości Ajuy. Prowadzi do niej piękna droga przez góry. Jadąc można zatrzymać się w Betancuria. Jest to najstarsze miasto na wyspie z bardzo ładnym kościołem. Plaża swoją nazwę wzięła od koloru piasku. Niedaleko znajduję się bardzo sympatyczna kawiarnia z widokiem na morze, gdzie miły pan wszystkim serwuje swoją autorską kawę z dużą ilością cynamonu, słodkiego alkoholu i bitej śmietany.
2. Wulkan calderon hondo (vulcano calderon hondo) Wulkan położony jest niedaleko Puerto de Rosario, blisko małego surferskiego miasteczka. Wchodzi się na niego około 30 minut i warto poświęcić ten czas! Widok z góry jest niesamowity. My wybraliśmy się tuż przed zachodem słońca, więc było jeszcze bardziej zachwycająco. Jedynym problemem było zejście z wulkanu, ziemia była bardzo kamienista i łatwo się osuwała. Proponuję zabrać ze sobą deskę, aby móc na niej bez problemu zjechać, w innym wypadku trzeba się powoli zsuwać na butach.
3. “Kanion” (El barranco de los Enamarados) Przeczytaliśmy w Internecie, że w drodze do miasteczka El Cotillo jest kanion. Ze zdjęć wyglądał niczym z Kolorado. Jednak, jak się okazało zdjęcia były robione z ziemi i tak naprawdę wcale nie był wysoki, sięgał najwyżej do ramion. Mimo wszystko polecam to miejsce, ponieważ jest tam zupełnie inny klimat. Ja czułam się tam jak na wielkiej pustej pustyni.
4. Plaża Cofete (Playa de Cofete) Położona na samym końcu plaża zachwyca swoją przestrzenią i wielkością. Jedzie się do niej długą wąską drogą wśród gór, gdzie wieje naprawdę silny wiatr. Aby tam dojechać przemierzaliśmy praktycznie całą wyspę. Po drodze zatrzymaliśmy się przy plaży Jandia, gdzie klimat był zupełnie inny. Mogliśmy przejść się długą promenadą z palmami i nawet kwitły tam egzotyczne kwiaty. Zupełna odskocznia od suchego piasku i kamienistych wzgórz. Koło plaży Cofete nie ma praktycznie żadnego dużego miasta, jest jedynie parę niewielkich domków. Trochę dalej, po drugiej stronie gór jest miejscowość Puerto de la Cruz z latarnią morską.
5. Wysepka Lobos (Islote de Lobos) Jest to mała wyspa położona niedaleko Fuerteventury. Mówią, że ma jedną z piękniejszych plaż. Nas niestety nie zachwyciła, ponieważ wyjątkowo pochmurno było na tej wyspie. Różni się ona jednak nieco od Fuerteventury, jest nieco bardziej zielona. Można na nią popłynąć promem z miejscowości Corralejo. Trzeba jednak uważać, aby nie dać się naciągnąć. W porcie jest wielu przewoźników oferujących transport na wyspę, często proponujących wygórowane ceny! Na samym końcu portu, tuż za restauracją jest jedna budka, gdzie pan sprzedaje bilety na wyspę w obie strony za 15 euro.
Podsumowując mój wyjazd była to wspaniała podróż, cudowna odmiana od mroźnej zimy! Ludzie na wyspie byli bardzo serdeczni, każdy chciał z nami rozmawiać, nawet jeśli niekoniecznie rozumieliśmy co do nas mówią. Ciekawostką jest, że w restauracjach do rachunku zamiast cukierków podają kieliszek tamtejszego rumu miodowego.
Jednym słowem - jedźcie na kanary!