Śladami polskich dzieci-tułaczy w czasie II wojny światowej
Kim są dzieci-tułacze? Polskie dzieci, wywiezione w głąb ZSRR w bydlęcych wagonach, zagubione wśród bezkresów Azji, osierocone bądź oderwane od rodzin. Błąkały się głodne, brudne i chore, czasem kradły, by przeżyć. Słynna przedwojenna artystka Hanka Ordonówna, która ratowała takie dzieci, określiła je jako „małe wiekiem, ale dojrzałe cierpieniem”.
Co wiemy o dramacie polskich dzieci? Szacuje się, że od 17 września 1939r. do czerwca 1941r. Wywieziono z terenów okupacji sowieckiej około półtora miliona Polaków, w tym około 400 tys. dzieci. Wiele z nich zmarło nie zniósłszy ciężkich warunków, w jakich musiały żyć. Głód, choroby i wycieńczenie były na porządku dziennym, przez co wiele z nich zmarło bądź zostało sierotami. Wiele brutalnych czynów spowodowanych okrucieństwem władzy sowieckiej i niemieckiej zdążyliśmy już poznać, ale niestety, rzadko mówi się głośno o losie, który spotkał tysiące polskich dzieci podczas II wojny światowej. W dalszym ciągu mamy dość skąpą wiedzę na temat ich losów, ponieważ tylko nieliczne z nich powróciły do kraju po zakończeniu wojny.
Agresja Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r Agresja Niemiec na ZSRR w czerwcu 1941 r. przyczyniła się do zmiany sytuacji politycznej, przez co wznowione zostały stosunki między Rządem Polskim na Uchodźstwie a ZSRR. W konsekwencji Polacy uzyskali, między innymi, możliwość zwolnienia z łagrów i zorganizowania własnej armii. Gdy taką armię zaczął tworzyć gen. Władysław Anders, także tłumy polskich cywilów – głównie kobiet i dzieci - ciągnęły na południe, by wyrwać się z „nieludzkiej ziemi” . Ich podróż ku wolności biegła przez Turkmenistan, Uzbekistan, Kirgizję oraz Kazachstan. Epidemie i wycieńczenie z powodu głodu i ciężkiej pracy przyczyniły się do śmierci nie tylko licznych dzieci, ale i dorosłych. Wielu, ostatkiem sił, udało się przetrwać podróż przez bezkresne stepy i Morze Kaspijskie, lecz zmarli, już na wolności, na irańskich plażach… Tych, którzy przeżyli, czekała dalsza tułaczka, tyle że w lepszych warunkach.
„GENERAL RANDALL”
Dwie ojczyzny Rząd Polski w Londynie zwrócił się, między innymi, do władz Nowej Zelandii z prośbą o przyjęcie młodych Polaków do swojego kraju, aby tam mogły bezpiecznie doczekać końca wojny, uczyć się i usamodzielniać. Później młodzi mieli sami zdecydować, czy chcą wrócić do ojczyzny czy zostać w Nowej Zelandii. 1 listopada 1944 r. 733 dzieci oraz 105 osób personelu zakończyło podróż po lepsze życie na amerykańskim okręcie „General Randall”. Zaproszeni mieli na antypodach odzyskiwać zdrowie i siły oraz podjąć naukę. Zorganizowano specjalnie dla nich obóz w Pahiatua, który stał się ich drugim domem.
W 1949r. został zamknięty obóz w Pahiatua, w którym młodzi Polacy zdążyli już prawie dorosnąć. Odtąd każdy z nich musiał sam zadecydować o swojej przyszłości. Większość pozostała w Nowej Zelandii, ponieważ Polska znalazła się pod rządami komunistów, a Kresy Wschodnie, skąd pochodziła większość z nich, zostały włączone do ZSRR.
Polskie dzieci w Nowej Zelandii
Z listu ks. Michała Wilniewczyca z okazji 50-lecia pobytu polskich dzieci w Nowej Zelandii: : łagrów sowieckich zaofiarował Dom dla wypoczynku w Szemrono niedaleko Teheranu. Nie możemy zapomnieć o naszym ks. bp. Józefie Gawlinie, który nas odwiedzał na terenie Związku Sowieckiego i w Iranie. O księżach ormiańskich: ks. infułacie J. Apcar i ks. Leonie Sarianie. Wreszcie o hierarchii Kościoła katolickiego, w Nowej Zelandii, o jej przedstawicielu ks. J. Kavanagh; o zgromadzeniach zakonnych męskich I żeńskich, gdzie znaczna część naszej młodzieży korzystała z nauki, na koniec o premierze P. Fraser, który nam okazał dużo życzliwości przyjmując nas do N.Z., wszak Jemu zawdzięczamy, żeście się znaleźli gdzie obecnie przebywacie. Jak i dzięki staraniom naszego ówczesnego Konsulatu na czele z K. Wodzickim i jego Małżonką Marią. […]’’ Archiwum Diecezjalne w Drohiczynie. Teczka personalna ks. Michała Wilniewczyca „Nie można zapomnieć o naszych Kochanych, Najdroższych Rodzicach, którzy nie tylko przekazali nam życie, ale w dniach głodu oddawali ostatnią kromkę chleba, abyśmy tylko żyli i przez miłość wprost heroiczną ocalili nas od grożącej śmierci. Nie można zapomnieć i o naszych władzach państwowych i wojskowych Rządu na Emigracji, o gen. Wł. Sikorskim i gen. Wł. Andersie, którzy nas wyprowadzili z domu straszliwej niewoli. O pomocy Ojca św. Piusa XlI, który za pośrednictwem swego Delegata Apostolskiego w Teheranie abp. Alcido Karina umieścił 100 naszych dziewczynek u Sióstr Szarytek i 100 chłopców u Księży Misjonarzy (Lazarystów) w Isfahanie opłacając ich pełne utrzymanie, a naszym księżom przybywającym z
Życie w Nowej Zelandii oczami Edwarda Kukiełko Swoich umiejętności próbował również w fabryce obuwia Hannah, także jako robotnik przy rozładunku okrętów, pracownik Leśnictwa Nowej Zelandii oraz kierowca ciężarówki. Jak sam wspomina, podczas zsyłki oraz pobytu w sierocińcu w Iranie, nauczył się zaradności i pracowitości, co zostało później docenione. To jedyny pozytywny skutek tych strasznych doświadczeń. W swoich wspomnieniach Edward Kukiełko - jeden z młodych tułaczy - przywołuje obrazy prac, jakich się podejmował podczas swojego pobytu w tym kraju. W wieku ponad 16 lat zaczął pracę w fabryce farby International Paints w Miramar. Następnym zajęciem, którego się podjął, była praca na poczcie, dzięki której miał również możliwość nauki prowadzenia pojazdu.
„Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie…” /Adam Mickiewicz/
”Bóg zapłać wszystkim…” /polskie dzieci z Pahiatua w 60 ”Bóg zapłać wszystkim…” /polskie dzieci z Pahiatua w 60. rocznicę przybycia do Nowej Zelandii / Wiktoria Bac, kl.2c gimnazjalna SP nr 2 w Miechowie