NA MOJEJ WYSPIE KS. MARIUSZ ROSIK
Na mojej wyspie ptak nie zrywa się do lotu
gdy słyszy kroki człowieka,
lecz śpiewa głośniej i piękniej swoją pieśń.
Na mojej wyspie wciąż słychać delikatne tony muzyki.
Jest na tyle głośna, by wciąż nauczała duszę o pięknie,
i na tyle cicha, by nie przeszkadzała myślom.
Myśli są tu zawsze tak jasne,
jak w Modlitwie o pogodę ducha:
„Boże, daj mi pogodę ducha, bym przyjął to, czego zmienić nie mogę.
Daj mi odwagę, bym zmienił to, co zmienić mogę.
I daj mi mądrość, bym umiał odróżnić jedno od drugiego”.
Na mojej wyspie wszystko jest modlitwą:
rozpryskujące się na twarzy krople deszczu
i ścieląca się w dolinach mgła;
tęcza, która rozpostarła swój łuk na błękicie nieba
i jasne spojrzenie przyjaciół, którzy umieją słuchać;
wiatr tańczący dziwny taniec z kosmykami włosów
i płomień świecy, który odbija się jasno w zagłębieniu lampki czerwonego wina.
„Wszystko ma swój czas
i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod słońcem”.
Na mojej wyspie jest dom.
Prawdziwy, z masywnymi drzwiami,
okiennicami z drewna
i malwami pod płotem.
To dom światła.
W ciągu dnia jego snop wdziera się szeroką smugą przez otwarte drzwi.
Pokonuje upór ciemnej podłogi i przebarwia ją, już od progu, w świetlisty dywan.
Nocą, przez szpary w okiennicach, żółtawe światło
strużkami sączy się w gąszcz lasu.
Nad strzechą smuga jasnego dymu opowiada niebu o świetle, które czai się na dnie komina.
Okiennice tłuką na wietrze,
Deszcz zmywa ze schodów letni kurz.
W zaczarowanym domu
mieszkają zwykli ludzie.
Każdej nocy stają w kolejce po świt.
czas tka codzienność z kolorowych nitek. Na mojej wyspie czas tka codzienność z kolorowych nitek.
Śmiech plącze z płaczem,
a miłość - ze zdradą.
Łzy jednak wysychają szybciej,
a zdrada nie boli tak bardzo.
To jest wyspa,
na której liczy się chwila obecna.
Przeszłość nie należy już do nas.
Nasze są tylko wnioski, które z niej płyną.
Przyszłości jeszcze nie ma.
Przyjdzie do nas i powie: Oto ja, teraźniejszość.
Tu, w czasie, ciągle dzieje się teraz.
Od nas zależy, co uczynimy.
Chwila nie lubi się powtarzać.
Nie zdarzyła się wcześniej i nie przyjdzie potem.
Podarowana tylko raz. Podarowana właśnie teraz.
Na mojej wyspie są złociste i bezładne pustynie;
a na każdej z nich maleńkie oazy.
To tam rozkwitają ogrody, pomalowane zielenią, żółcią, czerwienią i fioletem.
Ich barwy są intensywne. Ich obecność upragniona.
Żar dnia miesza się
z czarnym chłodem nocy.
Pustynne noce nabrzmiewają strachem.
Żaden z nich jednak nie jest tak wielki a żadna noc tak czarna,
aby nie udało się wyplątać z obłoków jednej choćby gwiazdy. I uczepić się jej kurczowo.
I wierzyć, że iskra może
zapowiadać płomień.
Wszyscy tworzymy własne wyspy.
Na nich budujemy domy.
W domach otwieramy okna.
Z okien wyglądamy na tych,
którzy powinni przyjść,
abyśmy mogli ich kochać.
Aby oni mogli kochać nas.