Bibliotaby i Książkołapy czyli trochę inna historia bibliotek
Bibliofilstwo (z gr. biblion — książka oraz fileo — kocham) oznacza miłośnictwo, znawstwo i zbieractwo książek.
Bibliofilstwo „to działalność pożyteczna społecznie Bibliofilstwo „to działalność pożyteczna społecznie. Bibliofil odnajduje przechowuje i otacza opieką cenne dzieła, często sam je oprawia, zajmuje się konserwacją a bywa i tak, że ratuje je przed całkowitym zniszczeniem. Swoje prywatne zbiory niejednokrotnie oddaje bibliotekom do powszechnego użytkowania (Załuski, Ossoliński, Działyński i wielu innych)”.
Początki bibliofilstwa w Polsce
W Polsce ruch bibliofilski narodził się w drugiej połowie XIV w W Polsce ruch bibliofilski narodził się w drugiej połowie XIV w. i aż do końca XVIII stulecia skupiał się: w kręgu profesorów Akademii Krakowskiej; wśród wyższego duchowieństwa i magnaterii; wśród szlachty i mieszczaństwa.
Pierwsza Polska Biblioteka Narodowa
Pierwszą polską Bibliotekę Narodową powołali do życia dwaj bibliofile Józef Andrzej i Andrzej Stanisław Załuscy. Za podstawę biblioteki posłużył księgozbiór (ponad 200 tys.): Załuskich; zbiory królewskie Stefana Batorego; Jana III Sobieskiego; A także hetmana Żółkiewskiego.
Uroczyste otwarcie książnicy nastąpiło w Warszawie 3 sierpnia 1747 roku. Po śmierci właścicieli Biblioteka została powierzona Komisji Edukacji Narodowej jako „Biblioteka Rzeczypospolitej Załuskich zwana”.
Smykały pożyteczne czyli galeria polskich księgołapów
Biskup Józef Andrzej Załuski, z wielkim oddaniem sprawdzał stan bibliotek klasztornych. Jego oddanie i pieczołowitość były tak wielkie, że po jego wyjściu stwierdzano braki w księgozbiorze. Wszyscy wiedzieli o jego „miłości do książek”, dlatego przed wizytacją ukrywano co cenniejsze księgi, aby nie „zniknęły w szatach Pana biskupa”. Załuski miał zwyczaj nadawać sygnatury własnoręcznie niebieską kredką, to co zostało oznaczone było już własnością Załuskich.
Józef Maksymilian Ossoliński, fundator Zakładu Narodowego im Józef Maksymilian Ossoliński, fundator Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie, który wiele cennych ksiąg zdobył do swojej biblioteki per fas et nefas. Księgarz krakowski Ambroży Grabowski, tak opisał nieudaną wyprawę łupieżczą Ossolińskiego do biblioteki ojców dominikanów w Krakowie.
„Skąpiec w wysokim stopniu wszystko chciał mieć, każdą starą książkę posiadać, ale darem, ale za nic, co jest bardzo wygodnym sposobem zbierania i formowania biblioteki. Obiecywał wiele, świadczył mało, czego niejeden mi został dowód. […]. Nie pamiętam, którego to było roku, ale pamiętam, że to było po r. 1820. Życzył on sobie zwiedzić bibliotekę dominikanów i nalegał na mnie, abym mu wstęp ułatwił. […]
Wchodzimy jednego dnia rano do sali bibliotecznej: kilku młodych zmiata salę, przy czym podnieśli taki kurz, że niepodobna było widzieć kilka kroków przed sobą. Ossoliński żąda pokazania katalogu, otrzymuje odpowiedź, że nie ma katalogu. Zaczyna się więc zbliżać do szaf bibliotecznych, klerycy się kręcą koło nas, nie spuszczając oka z podejrzanego gościa. Jeden bierze kilka ksiąg i przenosi na stół, inny te same księgi bierze i przenosi na inne miejsce.
Ossoliński, obejrzawszy kilka ksiąg wkłada je na miejsce, a po kwadransie może czasu, widząc, jak mają na niego baczne oko, zabiera się do wyjścia i opuszczamy salę bez najmniejszej korzyści.
— Czy uważałeś ty, jak nas pilnowano? Na to odrzekłem: Gdyśmy już wyszli z gmachu klasztornego, hrabia mówi do mnie: — Czy uważałeś ty, jak nas pilnowano? Na to odrzekłem: — Uważałem, ale muszę dodać, że nie nas, ale samego hrabiego. Na co on: — To oni mnie widzę w podejrzeniu mieli, żem przyszedł okradać ich. — Nie inaczej. — O hultaje dominikanie, ale ja przecież wielkie zrobiłem głupstwo, biorąc się do wielkich ksiąg, bo gdybym udał się do małych, byłbym może co ułowił”.
Wiele cennych dzieł „napędził” Ossolińskiemu do biblioteki Samuel Bogumiła Linde. Zatrudniony w 1794 roku, u hrabiego w charakterze bibliotekarza tłukł się bryką po Polsce i w klasztorach, dworach wyławiając stare rękopisy i rzadkie druki do biblioteki pryncypała.
Oto fragment listu z Krakowa 25 VIII 1799 roku: „Przeonegdaj wycieczkę zrobiłem na Kalwarią, gdzie u d…dumnych bernardynów widział Biblią Radziwiłłowską caluteńką; Krasińskiego postyllę; Miaskowskiego rymy; różne kawałki Skargi nie widziane; ale też tylko widziałem, bo tam ni perswazje, ni pieniądze, ani zamiany, ani rewersa, ani pogróżki nie pomogą, chyba ich za łeb wziąć trzeba, mnichy tłuste i spaśne, a ja chudy. Nie pozwolili d...ki nawet spisać rejestr odłożonych. Cudem przecież mi się udało smykać: Łukasza Górnickiego rozmowę złodzieja z czartem in quarto, pisemko bardzo ciekawe”.
„Tę książkę ukradł Czacki” „Tę książkę zabrał złodziej Czacki”. Tadeusz Czacki, historyk prawa, wizytator okręgu naukowego wileńskiego, założyciel Liceum w Krzemieńcu i fundator biblioteki, odwiedzał często biblioteki klasztorne, zaś po jego wizytach zakonnicy odnotowywali w katalogu: „Tę książkę ukradł Czacki” „Tę książkę zabrał złodziej Czacki”.
do biblioteki dopiero w 1883 roku. Również księżna Izabela Czartoryska brała książki, których potem nie zwracała. Po trzecim rozbiorze Polski poleciła wybudować w Puławach Świątynie Sybilli, w której gromadziła pamiątki historyczne. Najcenniejszym eksponatem był modlitewnik Władysława Jagiellończyka, zabrany przez Czartoryską z Biblioteki Jagiellońskiej. Książka powróciła do biblioteki dopiero w 1883 roku.
Dawna „ochrona” książek
Przed złodziejami książki miały chronić umieszczane zaklęcia w średniowieczu wierzono w ich skuteczność. W następnych wiekach miały jedynie charakter satyryczny, mający ośmieszyć księgołapów.
Oto kilka przykładów wierszyków odnalezionych na kartach foliałów: Kto co ukradnie, A schowa ładnie, To jak mu z nieba spadnie; Ale jak go uchwycą, To go wyćwiczą.
Niech dyabeł go porwie y srodze katuie. Kto księgi złośliwie mi kradnie lub psuie, Niech dyabeł go porwie y srodze katuie. Kto w książkach smaruie lub skazy w nich czyni, Ten ryj miasto gęby niech ma na kształt świni. Kto karty zagina czy latem, czy wiosną, Niech uszy mu długie jak osłu wyrosną Kto książki mi łamie y karty wydziera To śmiercią najsroższą niech prędko umiera. To jest moja książka, A kto jej krzywdę uczyni, Niechaj mu się stanie, Jako wyżej powiedziano jest.
Kto kradnie, temu łapa upadnie. Księgi tej nie bierz z mojej książnice, Bo rychle skończysz na szubienice.
Literatura: Bieńkowska Barbara, Staropolski świat książki, Wrocław 1976. Błażejewicz Olena, Samuel Bogumił Linde bibliotekarz i bibliograf, Wrocław 1975. Kosmanowi Bogumiła, Tysiąc lat bibliotek w Polsce, Wrocław 1978. Szyndler Bartłomiej, I książki mają swoją historię, Warszawa 1982.
Oprac. Agnieszka Karwowska