CZĘSTOCHOWSKIE LEGENDY
Nagłe zniknięcie zamku Dawno temu, kiedy jeszcze Polską rządzili królowie, samodzielna wioska Błeszno ani marzyła o tym, że będzie w przyszłości miasta Częstochowy. Od Częstochowy odległa była zresztą o milę drogi, a między jedną a drugą rozciągała się jeszcze wieś Raków. W pobliżu Błeszna stał obszerny zamek. Dzierżył go bogaty rycerz. Utrzymywał on oddział własnego wojska, z którym nieraz na wezwanie króla wyruszał na wojenne wyprawy. Do wojskowej służby zaprawieni byli równierz liczni dworzanie. W zamku znajdowała się oddzielna kaplica, do której ów pan często zachodził i zatapiał się w gorącej modlitwie. Wszyscy uważali go za nadzwyczaj pobożnego. Kiedyś wynikła jednak poważna różnica zdań między nim a królem, po czym pokłócili się ze sobą. Rycerz stawił mu czoło całą siłą, jaką tylko rozporządzał. Doszło do zbrojnego starcia, w którym zwycięzcą został właściciel zamku. Wówczas ten uniósł się pychą i wobec swych żołnierzy oraz wziętych do niewoli królewskich jeńców oświadczył, że jest równy Bogu. W tej samej chwili ziemia rozwarła się szeroko i pochłonęła zamek oraz wszystkich jego mieszkańców, a cały ten teren zalala woda i utworzyło się grząskie bagno. Nad tym trzęsawiskiem mrocznymi nocami błąkały się płomyki. Mówiono, że to dusze rycerza-bluźniercy i jego sług.
JAK RABUSIE CHCIELI UKRAŚĆ PAULINOM CUDOWNY OBRAZ Za przyczyną Matki Boskiej Jasnogórskiej wiele łask stale spływało na modlących się przed jej wizerunkiem. Szczodrze rozdzielała je tym wszystkim, którzy ufali w nadzwyczajną moc modlitwy. Sława obrazu rozchodziła się szeroko po kraju i zagranicy. Z biegiem czasu coraz więcej pielgrzymów przybywało na Jasną Górę. W 1430 r. zbrojny oddział husytów przekroczył pobliską granicę i napadł na klasztor w Częstochowie. Husyci zamordowali kilku zakonników, obrabowali klasztor z wielu kosztowności, w końcu włamali się do kaplicy Matki Boskiej i wyrwali z ołtarza wizerunek Najświętszej Marii Panny. Niedaleko jednak z nim uszli. Wkrótce konie ciągnące wóz zatrzymały się nagle jak wryte. Nie pomogły trzaskania i uderzenia biczem, szarpanie, pokrzykiwania, ani pomoc ludzi. Wówczas jeden z rabusiów rzucił się do wozu, porwał obraz i cisnął nim o ziemię, rozbijając na trzy części. Równocześnie inny ze świętokradców dwukrotnie zamachnął się szablą i zadał obrazowi dwa cięcia, te same, które dotychczas widnieją na wizerunku. Gdy po raz trzeci podniósł szablę, obydwaj zbrodniarze w jednej chwili padli martwi na ziemię, jakby rażeni piorunem. Widząc to, reszta napastników rozpierzchła się na wszystkie strony. Wkrótce na to miejsce przybyli paulini. Nie mieli czym obmyć zabłoconego obrazu. Gdy tak nad tym deliberowali, tuż obok trysnęło źródełko, które wybawiło ich z kłopotu. Opłukali obraz wodą, zaczerpniętą z tego źródła. Na rozkaz króla Władysława Jagiełły obraz wkrótce naprawiono, ale żaden z mistrzów pędzla nie zdołał usunąć szram z policzka Matki Boskiej. Do tej pory stanowią one jedną z najbardziej charakterystycznych cech, wyróżniających wśród innych obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. A źródło, które trysnęło na miejscu zbrodni, do tej pory bije i posiada cudowne właściwości. Szczególnym powodzeniem cieszy się wśród pielgrzymów chorujących na oczy. Podobno skutkuje nadzwyczjnie... Na pamiątkę tego wydarzenia paulini obok źródła postawili drewniany krzyż. Później zastąpili go kamienną statuą, a w 1646 r. wzniesiono kościół św. Barbary. Obok zbudowano kaplicę kryjącą źródełko.
ZDRADZIECKIE SZWEDZKIE ŚWIECE I CO Z TEGO WYNIKŁO W 1656 r. Szwedzi napadli na Polskę, zdobywali miasto za miastem, wieś za wsią. Podeszli też pod Częstochowę, rozpoczynając długotrwałe oblężenie tej twierdzy. Podczas jednej z dłuższych przerw we wzajemnej wymianie ognia, szwedzki generał wyprawił do klasztoru paulinów poselstwo. Posłowie wzięli ze sobą dwie ogromne świece, które przekazali w darze zakonnikom wraz z prośbą swego dowódcy, aby świece te zapalili przed cudownym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej, gdyż w ten sposób pragnie przyczynić się do Jej większej chwały. Przeor Kordecki po wysłuchaniu wszyskiego kazał im poczekać, a sam odbył z zakonnikami naradę : czy przyjąć dar od heretyków i spełnić ich życzenie, czy też wysłanników wroga odprawić z niczym ? Uradzono, aby świece przyjąć, gdyż w dobrej wierze sądzono, że wróg w ten sposób pragnie okazać swą skruchę. W głębi zaś duszy paulini mieli nadzieję, że może wzruszyły się heretyckie sumienia i przeniknęło światło prawdziwej wiary. Wieczorem zapalono więc owe świece w kaplicy Matki Boskiej, a straż powierzono jedemu z braci. Około północy sen zmorzył mnicha. W tem objawiła mu się Matka Boska, ta z cudownego obrazu, i łagodnym, choć zdecydowanym głosem nakazała by natychmiast zgasił świece. Zakonnik zerwał się, gdyż sądził, że Matka Boska w ten sposób wyraża swój sprzeciw wobec heretyckiego daru i zgasił pierwszą świecę. Wówczas z przerażeniem zauważył, że tuż poniżej płomienia znajduje się duża ilość prochu strzelniczego, oblanego cienką warstwą wosku. Zaraz zgasił też i drugą świecę. Jeszcze chwila, a pod wpływem gorąca w obu świecach nastąpiłby wybuch prochu, co spowodowałoby zniszczenie kaplicy, kościoła i dużej części klasztoru. Pozwoliłoby to Szwedom bez trudu opanować twierdzę. W taki to więc cudowny sposób Matka Boska ocaliła przed zagładą swoje sanktuarium...
Mamy nadzieję, że podobały się Wam nasze slajdy. Zakończenie Mamy nadzieję, że podobały się Wam nasze slajdy.
AUTORZY Jan Szlęzak Daniel Szydłowski Bartek Grzanka Marcin Kubarski