Działo się to bardzo dawno temu w Zakrzowie. Wśród licznych tu stawów i mokradeł stał dwór szlachecki. Mieszkał w nim bogaty dziedzic wraz ze swoją córką, nadzwyczaj piękną panną. Ubierała się zawsze w białe szaty. Dlatego też wszyscy nazywali ją Białą Panną.
Pewnego razu z wsi Zalesie dla dziedzica i jego córki nadeszło zaproszenie na bal. Ojciec z córką wybrali się tam karetą zaprzężoną w czwórkę białych koni.
Po dotarciu do Zalesia zostali mile przywitani. Młoda panna wyśmienicie się bawiła, gdyż na krok nie opuszczali ją wielbiciele. O północy dziewczyna poczuła się senna i zmęczona. Poprosiła ojca, aby stangret odwiózł ich do domu.
W drodze powrotnej zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. W pewnej chwili przed rozpędzonym powozem pojawił się duży, czarny kocur. Spłoszone konie galopował wprost na mokradła. Woźnica nie mógł ich zatrzymać. Po chwili skręcił gwałtownie w bok. Karoca wpadła do głębokiego stawu. Nikomu nie udało się stamtąd wydostać.
Od tego czasu o północy, gdy jest pełnia księżyca, spóźniony wędrowiec może ujrzeć Białą Pannę oraz towarzyszącego jej czarnego kota. Siadają oni pod zabytkowymi dębami, które w Zakrzowie są jedynymi świadkami tych tragicznych wydarzeń. Dopiero nad ranem duch Białej Panny rozpływa się i niknie w białej mgle.