NORY PODBIJAJĄ LEUVEN ODCINEK SPECJALNY NAJAZD NA ANTWERPIĘ
17 luty- śliczny niedzielny poranek Norki wyruszają na łowy do światowej stolicy diamentów po jelenia, który za to wszystko zapłaci
Już w pociągu nasz zwierzęcy magnetyzm zaczął działać „Huje morhe mojsie dames” ( tł. Dzień dobry pięknym paniom ) – zapis fonetyczny co byście wiedzieli jak przeczytać … W przemiłym towarzystwie dotarłyśmy na miejsce
Nasz dobrze poinformowany Lolo uprzedził nas, że dworzec w Antwerpii to nie byle co W Polsce można pomarzyć o takim : -Trzypiętrowe glajzy (dla monojęzykowców – tory) -Nad wejściem rozety jak w Notre-Dame de Paris -A wnętrze przypomina pałac (marmury, itd.)
Nasz sexapil ( a właściwie Nory ) podziałał szczególnie intensywnie na szpakowatego dżentelmena w czerwonym kabrio Dobrze, że ulica była szeroka (a pan miał niezły refleks) i zdążył uniknąć czołowego zderzenia z hydrantem.
W poszukiwaniu najważniejszego zabytku miasta – Brouwershuis (stary browar) trafiłyśmy na niezwykłe relikty Powstanie tego zjawiska szacuje się na początki antyku i choć jesteśmy już w XXI wieku popyt na ten fenomen nie maleje. „Cóż to takiego???” Zapytacie…
Pewnie się już domyślacie ( w końcu NORki jesteście ) Brawo!!!!! Macie rację, chodzi o ten najstarszy zawód świata
Choć w bardzo nowoczesnej szacie - eleganckie, podświetlane witrynki, a na wystawie – towar z początku ubiegłego wieku, który wymaga, naszym skromnym zdaniem, natychmiastowej renowacji. O dziwo Belgowie nie są zbyt wybredni i antyczne boginki ( antyki znów dżezi ) idą jak świeże bułeczki
My w „antykwariacie” ( na Rote Strasse ) wyglądałyśmy jak Japończycy w Luwrze (Nora z aparatem, Aga z mapą miasta a Hania…uchachana ) Dla Hani to nie pierwszyzna, od małego w takich klimatach … Dla Nory też nie nowość, tylko Aga wyszła na niewiniątko (kto by się spodziewał )
To tyle refleksji z tego jakże dziewiczego terenu ale nie zagrzałyśmy tam miejsca (krzesła wyglądały na niewygodne)
Z ulicy rozpusty udałyśmy się do domu Rubensa, by podziwiać prawdziwe antyki … a chałupę to miał wielką… i pół morgi zagona … skisłyśmy tam na dwie godziny. Ku naszej radości obrazy można było kontemplować w pozycji siedzącej
Wyczerpane ruszyłyśmy w kierunku pięknego dworca. Przechadzając się po najdroższej ulicy Europy i przyglądając się światowym dziełom sztuki jubilerskiej z przykrością stwierdziłyśmy, że takie same modele można kupić na ruskim targu (przy Reymonta) za rozsądną cenę
Zmarznięte i jak zawsze wygłodzone wróciłyśmy do naszej przytulnej norki Bez diamentów... bez jelenia … Za tydzień jedziemy do Brukseli… Liczymy na jakiegoś przynajmniej jednego grubszego zwierza