BUTY Marzena Radlak
Stały samotnie na pustej półce Stały samotnie na pustej półce. Cudownie brzydkie, na pierwszy rzut oka bardzo niepraktyczne, o zadziwiających, żółto-białych barwach. I były co najmniej o dwa numery na mnie za duże. Ale prosiły mnie, aby je kupić. Jakby wiedziały, że będą przydatne - że będą wiernie mi służyć przez całe 16 lat.
Były ze mną wszędzie, o każdej porze roku.
Patrzyły, jak szczęśliwa panna młoda szykuje się do ślubu Patrzyły, jak szczęśliwa panna młoda szykuje się do ślubu. Wspinały się ze mną drogą do Morskiego Oka. Zwiedzały ze mną pałac w Pszczynie. Stały ze mną nieruchomo, gdy w zachwycie podziwiałam zachód słońca nie czując, jak omywa nas słona, morska fala.
Ochraniały moje stopy, gdy zimą lepiłam dla dzieci bałwana ze śniegu.
Były ze mną w Chorwacji, gdy tuż po wojnie przerażeni przejeżdżaliśmy przez wymarłe wsie z domami, w których w powybijanych oknach rozpaczliwie powiewały na wietrze firanki.
I wtedy, gdy beztrosko, bez grosza przy duszy, "jednym tchem" przejechaliśmy pół Europy.
Tysiące razy je łatałam, naprawiałam, cerowałam Tysiące razy je łatałam, naprawiałam, cerowałam. Zmywałam z nich bród, pot, pleśń.
Zawsze stały w jednym miejscu i czekały...
Były dla mnie jak stary, dobry, wypróbowany przyjaciel- zawsze pod ręką, zawsze gotowe do drogi...
Ale pewnego dnia zniknęły Ale pewnego dnia zniknęły. Choć obszukałam cały dom, nie było ich nigdzie - ani na ich stałym miejscu, ani na szafie, ani w piwnicy. Zostały wyrzucone.
I choć wiem, że były to ich ostatnie dni, że właściwie już się zupełnie rozpadły i nie mogły mi już dłużej służyć, że wszyscy śmieli się i z nich i mojego do nich przywiązania, w sercu czułam żal.
Bo miałam taką nierealną nadzieję, że będą ze mną zawsze Bo miałam taką nierealną nadzieję, że będą ze mną zawsze. Że któregoś dnia odrodzą się jak feniks i znów zaproszą mnie do wspólnego przeżywania najpiękniejszych, najbardziej niezwykłych przygód...