Legenda o powstaniu Opatówka

Slides:



Advertisements
Podobne prezentacje
Jak skrzynia złota pomogła wybudować kościół bernardynów
Advertisements

Klątwa K rólowej R óż Napisali: Ania N Asia J Partycja R oraz Kuba M.
Jezus Chrystus przyszedł na ziemię Przyszedł po to, by zbawić ciebie
Póki mego życia Panu śpiewać chcę Grać memu Bogu póki życia starczy mi
Dwór szlachecki. Dwór szlachecki ‘Tymczasem przenoś moją duszę utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, Szeroko nad błękitnym Niemnem.
UCZNIOWIE KLAS IV A I IV D DZIĘKUJĄ PANU BOGU ZA STWORZONY ŚWIAT.
W biskupińskiej osadzie.
CZYLI POWSTANIE ŚWIATA
GNIEZNO pierwsza stolica Polski
DRZEWO DARÓW Opowieść Shela Silversteina Kraków, 2008.
DZIECI RÓŻNYCH RAS Dzieci różnych ras można odróżnić patrząc na cechy wyglądu dziedziczone od rodziców. kształt twarzy kolor oczu kolor włosów barwa skóry.
Tłusty czwartek... mniaaam...
U fryzjera.
Śpiewnik harcerski.
LINA Historia ta opowiada o alpiniście, który chciał się wspiąć na najwyższy szczyt świata. Przygotowywał się do tej wyprawy przez kilka lat, a dla większej.
Kocham Cię!!! Nie mam daru do pisania, lecz mam dar do pokochania... Pokochania tej  dziewczyny tej wyśnionej tej jedynej... Tą jedyną jesteś Ty! To Ty 
Jak bardzo Ją kochasz...?. Jak bardzo Ją kochasz...?
Trzy drzewa.
Natura to największy i najcenniejszy dar dla człowieka.
Adam Mickiewicz: Dziady. Część I. II. i IV.
Sam na sam z dziełem sztuki…
KOSMOS WEJŚCIE.
C i s z a
Krąg radości.
NA MOJEJ WYSPIE KS. MARIUSZ ROSIK.
Chrzest Duchem Świętym
ADWENTOWE PRZESŁANIE.
dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkie razem łączyła miłość.
Płonęły cztery świece na adwentowym świeczniku…
Karol Wojtyła – Jan Paweł II w Domu Ojca
I niedziela adwentu pracy nad sobą.
Pewien człowiek wyszeptał: "Boże przemów do mnie
U fryzjera.
Cztery świece.
Halloween – czyli bać się,czy nie bać?
W kraju Mieszka I.
Trzy drzewa. Pewnego razu, na wzgórzu, rosły sobie trzy drzewa. Rozmawiały one o swoich marzeniach i nadziejach …
W poszukiwaniu zaginionej studni
Opowieść wigilijna.
Co to jest legenda? Legenda to takie opowiadanie, w którym jest trochę prawdy i trochę fantazji.
URODA ŚWIATA.
Legendy warszawskie Wars i Sawa
Jak bardzo ją kochasz...?.
Atlantyda ;.
Różnorakie działania proekologiczne w naszym gimnazjum mają swoją inspirację w osobie patrona szkoły profesora Władysława Szafera oraz czynne wsparcie.
Witaj! Mój stary przyjacielu Cóż nowego mi powiedzą…
Przygotowała: Zuzanna Tomecka kl. IV SP
PORANEK ZMARTWYCHWSTANIA
MAGIA ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA
Bezpieczne wakacje.
ANGELINA GIŻA. Każdy zachwyca się kolorami towarzyszącymi wschodom i zachodom słońca; każdy widział, choć raz w życiu, tęczę. Czy zastanawiałeś się, dlaczego.
Wycieczka do ogrodu botanicznego i skansenu r. Opiekunowie: Pan Paweł Teter Pani Dyrektor Edyta Golewska.
WARSZAWA Bryła ciemna, gdzie dymy bute, poczerniałe twarze pokoleń, nie dotknięte miłości chmury, przeorane cierpienia role. Miasto groźne jak obryw.
Gród Najważniejsze informacje 6 kwietnia 2009 Weronika Foryś, 4d.
Ciekawostki. Krzyż łaciński Krzyż łaciński – podstawowa forma krzyża chrześcijańskiego. Początkowo używany z oporami ze względu na negatywne konotacje.
NASZA HISTORIA…. DLA CIEBIE Kiedy na mnie patrzysz cała drżę Serce bije mi jak oszalałe Kiedy mnie dotykasz chcę, Aby trwało to wiecznie Kiedy mnie całujesz.
Był raz sobie mały, biały króliczek. Miał cztery miękkie łapki i dwa długie, różowe uszka oraz błyszczące oczka. Niestety nie był szczęśliwy. Chciał być.
Nasze miasto takie było…. Żeby poznać historię naszego miasta wybraliśmy się do Muzeum Historii Kielc.
Klasa trzecia b Zdjęcia autorstwa Anny Kruszel.
Płonęły cztery świece na adwentowym świeczniku…
Niech każdy o tym pamięta, że podczas pożaru giną ludzie i zwierzęta!
Spotkanie ze Słowem J 14, 1-6 Z Ewangelii według świętego Jana:
TARGI 2.0.
WYBRANI Lekcja 11 na 16 grudnia 2017.
17 Księga Psalmów Biblia Tysiąclecia.
LINA Historia opowiada o alpiniście, który chciał się wspiąć na najwyższy szczyt świata. Przygotowywał się do tej wyprawy przez kilka lat, a dla większej.
UROCZYSTOŚĆ PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO.
Jak bardzo Ją kochasz...?. Jak bardzo Ją kochasz...?
Msza Święta 23 października 2016
dobry humor, smutek, mądrość, duma; a wszystkie razem łączyła miłość.
Zapis prezentacji:

Legenda o powstaniu Opatówka Eligiusz Kor-Walczak Legenda o powstaniu Opatówka

Z dwie mile od Kalisza, na wzgórzu, z dawien dawna stał maleńki gródek, otoczony podwójnym wałem i palisadą, na planie podobny do pawiego oka. Las, podchodzący nieomal pod palisadą, zataczał ogromny krąg, obejmując okoliczne pola i łąki, wydłużał się niczym zielone pióro i ginął na nieboskłonie. Środkiem owego pióra biegła linia rzeczki otulona cieniem olch i dzikiego zielska, zwana stąd Cienią lub Pokrzywnicą.

Gródek powstał w czasach między plemiennych i zamieszek, kiedy to ludzie, żyjący dotychczas swobodnie na olbrzymim garbie ziemi, ścieśnili swe chaty budowane na zrąb ze smolnego drewna i okolili je obronnie. Mieszkańcy prócz uprawy roli zajmowali się hodowlą krów, owiec i koni. Zwierzęta wypasano na łęgach i w zielonych wądołach, które ongi wyżłobiły jakieś wielkie wody. Ludzie żyli syto pod okiem słońca i solarnego bóstwa. A bóstwo było wszechmocne i stało w kontynie pod konarami dwu dębów, co ponoć wyrosły w jedną noc z dwu wbitych w ziemię pali.

Mijały lata i nadszedł wreszcie taki czas, że państwu Polan przestała wystarczać stara wiara, a nawet przeszkadzała w nowej polityce. Wszystkie po kolei miasta, podległe władzy polskiego księcia, przyjmowały chrześcijaństwo, przyjął je już prastary Kalisz, a tu w pobliżu, za osłoną lasów, składano jeszcze ofiary synowy Swaroga.

Lato tego roku było suche, przeplatane burzami ,pełne piorunowych ogni Lato tego roku było suche, przeplatane burzami ,pełne piorunowych ogni. Ludzie niepokoili się widząc, jak sroży się niebo posłuszne woli Swarożyca wykutego w kamieniu. Trwożyły ich wieści przemian i pochód dziwnego znaku pod osłoną książęcego miecza. Ale zamiast w bojaźni wypatrywanych wojów zmuszających do chrztu, pewnego dnia prze bramą gródka stanęło paru dziwnych mężczyzn bez broni, w długich sukniach przepasanych sznurami. Promienie słońca nie zeszły jeszcze ze wschodnich narożników domów, a we wschodnich kątach mieszkań nie ostygły w garnkach resztki zakładzinowych ofiar, gdy głos zza ostrokołu zawołał:

Hej, wy, otwórzcie bramę! Przybył tu opat zakonu reguły świętego Benedykta z Nursii. Skąd?- zapytał strażnik wychyliwszy się z wieży, by lepiej słyszeć. Z Nursii! Strażnik na chwilę się cofnął, porozmawiał z kimś, a potem się znów wychylił i krzyknął: -Nie znamy takiego miasta! Teraz z drugiej strony trwała na chwilę narada i z gromadki przybyłych wysunęła się gruba postać, odrzuciła na kark kaptur i powiedziała spokojniejszym głosem: -Jestem opatem klasztoru benedyktynów, a przysyła mnie biskup z samego Gniezna. -Gniezno, znaczy żeście swoi? -Swoi.

Zaskrzypiały dębowe wierzeje i garstka przybyszów weszła poza palisadę Zaskrzypiały dębowe wierzeje i garstka przybyszów weszła poza palisadę. Tłum ciekawych stał już po obu stronach wąskiej uliczki, wiodącej nieco pod górę. Przybysze kroczyli wolno, prowadząc konie za uzdy. Do jednego z koni były przytroczone dwie pużyce, których jeszcze nie znano w tych stronach. Tutejsi rataje używali tylko sochy, spoglądali więc z zaciekawieniem na nowe narzędzia orackie. Przybysze obiecywali podarować je tutejszym mieszkańcom. Przystanąwszy przed domem starszego gródka, pokazywali wszystkim ciekawym rzecz, którą zwali księgą. Oprawne to było w deski z mosiężnymi guzami. Na cienkich kartach pergaminu widniały czarne rzędy znaków i piękne kolorowe obrazki. Starszy gródka zapraszał ich do izby, gdyż niedaleko nad lasem ciemniało już niebo i cichy grzmot toczył się po chmurach, ale oni pozostawili tylko pod opieką swe konie, a sami udali się przykładnie do kontyny.

Obchodzili jednak Swarożyca obojętnie, oglądając bożka bez zaciekawienia i strachu. Znać nie był im z wyglądy obcy. Teraz weszli tu może oddać pokłon, a może schronić się przed burzą, a najpewniej, by rozpatrzyć się przed czekającym ich zadaniem. Pod rozłożystymi konarami dębu panowały półmrok i cisza. Ogromne gałęzie, przyginane i wiązane widać za młodu, teraz splatały się wzajemnie i tworzyły wielką, zieloną niszę, w której znajdowała się kontyna. Pod ich strzechą, na ścianach z grubych, sczerniałych bali, wisiały rogi turze, jelenie i łosie, gdzieniegdzie pozasnuwane pajęczyną. Były to dary dziękczynne za udane polowanie czy też może inne sukcesy mieszkańców gródka. Przez otwory okiennie śmigały żywo z piskiem jaskółki, a zaniepokojona wiewiórka, przemknąwszy w dół po gałęziach, skoczyła na dylowy próg i ciekawie przyglądała się przybyszom. Od prześwitów wśród listowia, na ubitej ziemi, wokół posągu bóstwa tańczyły z powiewem wiatru ostatnie świetliki słońca. Pachniało dzikimi goździkami, kwitnącymi czerwono na wzgórzu. Tak wyglądała jedna z pogańskich świątyń Polan, którą mieli wkrótce zburzyć, a na jej miejscu postawić krzyż i klasztor.

Nagle mnisi wzdrygnęli się i przeżegnali ukradkiem Nagle mnisi wzdrygnęli się i przeżegnali ukradkiem. Nie spostrzegli kiedy wiewiórka przemieniła się w suchego starca, który zgarbiony, wsparty na kiju, patrzał groźnie spod krzaczastych brwi. Wydał się im przeraźliwie biały. Był blady. Białe włosy pasmami spływały na ramiona, biała broda na piersi. Odziany był w długie, płócienne, słońcem bielone giezło. W prawej ręce trzymał ofiarny nóż, a lewą, trzęsącą się już od starości, wskazywał ścieżkę biegnącą od kontyny. Surowe oczy pełne były przerażenia i gniewu. Zatrwożeni mnisi zwarli się w gromadkę i stali w niemym oczekiwaniu.

- Wen – wyszeptał wreszcie starzec. – Wen – zacharczał nienawistnie - Wen – wyszeptał wreszcie starzec. – Wen – zacharczał nienawistnie. – Precz! – wrzasnął wielkim głosem. Głowa mu się chwiała, a usta wykrzywiła wściekłość. – Precz tam pod gromy, pod burze, niech was pochłonie! – Podniósł obie ręce ku kamiennemu bóstwu i wołał: - Lelu jasny i ciemny Polelu! Świstu, Poświstu! Swarożycu! Bijcie w nich z chmury, z wysoka! Strzelajcie białą błyskawicą! Niech sczezną, zginą, przepadną!

Grzmot dudnił już blisko, ale deszcz z rzadka tylko bił grubymi kroplami w liście dębu, strzechę kontyny, w pył dróżki biegnącej ukwieconym wzgórzem. Głos starca znów ściszył się do złowrogiego szeptu: -W wody bijesz, bożyszcze, w drzewa, w ludne chałupy! Bij w swoją kontynę i we mnie, jeśli brak ci na nich siły. Bij! Zadrżeli mnisi, przeżegnali się i nerwowo, jakby chcąc chronić swe głowy, nasuwali na nie kaptury. Grzmiało. Jeden tylko opat stał sztywno, bez trwogi. -Zamilcz, starcze – powiedział – To słychać głos naszego Pana. Twój bóg stoi kamienny i niemy. -Za chwilę sami takimi się staniecie, urągacze!

Ledwie to wykrzyknął pogański wieszcz, gdy nagle pękło powietrze, błysk i huk niby młotem raziły kontynę i powaliły wszystkich na ziemię. Nad głową Swarożyca zamigotało czerwone światło i dym jak wonny powiew wypłynął pod strzechą. Z trudem podniósł się opat z ziemi i jeden też podniósł się z braci, ale reszta była zabita i sczerniała. Na progu leżał biały starzec i czarną ręką wskazywał drogę do uroczyska. Martwe oczy patrzyły nieruchomo w niebo, i tylko w nich migotały ognie płonącego chramu.

Mnisi nie oglądając się uchodzili szparko ku gródkowi Mnisi nie oglądając się uchodzili szparko ku gródkowi. Stamtąd leciał już trwożny krzyk: - Gore! Znalazłszy się w kręgu biegnących ku nim ludzi, przystanęli i odwrócili się. Z płomieni uniosło się białe giezło wróża i płynęło drąc się w strzępy na dębowych konarach. Z dala słychać było szum i trzask ognia. - Na zgliszczach postawimy klasztor – powiedział sapiąc mnich do opata i poprawił przemokły kaptur. - Nie postawimy klasztoru. Nasze tylko będą te orne pola, gumna na zboże i cały ten gródek. Klasztorne będą, opatowskie.

Opat umilkł, wytarł dłonią zmoczoną twarz, przeżegnał płonący chram pogański, a potem dodał w zamyśleniu: - Jeśli dęby wyjdą cało, to między nimi postawimy więżę strażniczą, stanie się ona herbem grodu, który zbudujemy. Opatówek może się zwać. Ale mieszkać w nim nie będziemy. Nieżyczliwe to widać nam miejsce. - Szkoda - pożałował mnich – bo nadobne prawdziwie.

Koniec Wykonały : Monika Romańczyk Sara Szymczak kl. III D