Pobieranie prezentacji. Proszę czekać

Pobieranie prezentacji. Proszę czekać

Ewa Stadtmüller „Legendy Bocheńskie ” SKIBKA CHLEBA

Podobne prezentacje


Prezentacja na temat: "Ewa Stadtmüller „Legendy Bocheńskie ” SKIBKA CHLEBA"— Zapis prezentacji:

1 Ewa Stadtmüller „Legendy Bocheńskie ” SKIBKA CHLEBA

2 Ciężko pracowało się w bocheńskiej kopalni i, prawdę mówiąc, niezbyt bezpiecznie. Byli jednak tacy, co by tej roboty nie zamienili na żadną inną. Ot, taki Maciej Buła. Kiedy był młody, ładował solne kruchy do mocnego, skórzanego wora i wynosił na powierzchnię. Na takich górników mówiono: nosicze. Potem przez jakiś czas pracował jako walacz. Długim drewnianym drągiem podważał ciężkie, solne walce zwane bałwanami i toczył (czyli walał) pod sam kierat windujący je na powierzchnię.

3 Najciężej było, gdy zgodził się zastąpić „wodnego dziada" pompującego solankę. Ubrany w grubą skórzaną kapotę z kapturem wdrapywał się na wielkie drewniane koło przypominające koło młyńskie i rozpoczynał mozolny marsz po mokrych stopniach. Słona woda pryskała mu na twarz, a wysuszona skóra marszczyła się tak, że wkrótce rzeczywiście wyglądał jak dziad. Od tej pory wszyscy nazywali go starym Maciejem. Mijały lata. Coraz to młodsi górnicy zjeżdżali do kopalni, a on wciąż tam był. Nie dał już rady pracować tak ciężko jak dawniej, ale robił co mógł, by się na coś przydać. Czyścił górnicze lampki, ostrzył narzędzia.... Kiedy okazało się, że kopalniany stajenny potrzebuje pomocy, zgłosił się natychmiast. Najbardziej lubił nocną zmianę. Wieczorem pakował do torby pajdę chleba ze smalcem i zjeżdżał na dół. — Jak się macie? — uśmiechał się do koni, a one parskały przyjaźnie i wyciągały szyje, żeby je pogłaskał.

4 Służba w kopalni nie była dla nich łatwa
Służba w kopalni nie była dla nich łatwa. Pracowały zwykle przy kieracie, zaprzęgano je też do wózków, którymi zwożono urobek. — Dobrze dziś liczyłeś, Karusku? — zagadywał Maciej młodego konika karej maści. — Pamiętaj, stuknąć ma dwa razy: drugi wózek o pierwszy, a trzeci o drugi. Czwartego ciągnąć nie musisz, a bata się nie bój, bo w kopalni nikt cię nie uderzy. Tak rozprawiając, chodził Maciej od konia do konia, sypał w żłoby obrok, lał w poidła świeżą wodę, a na koniec rozdzielał sprawiedliwie kawałeczki suchego chleba, które mu wszyscy znosili. Gdy skończył robotę, siadał na wyrku i sięgał po swoją skibkę chleba. Jakież było jego zdumienie, gdy pewnego razu... nie znalazł kolacji. — Zdawało mi się, że kładłem ją na posłaniu — rozmyślał, popatrując markotnie po kątach. W końcu zasnął, choć w brzuchu burczało mu okrutnie.

5 W pewnej chwili poderwał go ze snu jakiś dziwny hałas
W pewnej chwili poderwał go ze snu jakiś dziwny hałas. Zaniepokojony pobiegł do stajni, ale tam wszystko było w jak najlepszym porządku. — Zaś mi się coś przywidziało — westchnął zgnębiony. — Chyba się starzeję... Już miał się położyć na powrót, aż tu patrzy, a jego skibka ze smalcem leży sobie, jakby nigdy nic, na samym środku posłania. — Czary jakieś czy co? Na dodatek jego bystre oko zauważyło zaraz, że skibka jest... nadjedzona. — Widać ktoś był bardziej głodny niż ja — uśmiechnął się pod wąsem. Starzy górnicy nieraz opowiadali mu o zamieszkujących kopalnię skrzatach, ale myślał, że to zwykłe bujdy. Od tej nocy nie był już tego taki pewny.

6 Następnego dnia na wszelki wypadek zapakował do torby dwie skibki chleba. Po skończonej robocie jedną zjadł, a drugą położył pod ścianą. Obracał się na posłaniu z boku na bok, lecz sen jakoś nie przychodził. Gdzieś nad ranem w nikłym blasku kaganka zauważył niewielki cień sunący ku smakowitej kromeczce, a za nim drugi i trzeci... Skrzaty, prawdziwe skrzaty!

7 Od tej chwili nie było dnia, żeby Maciej nie pamiętał o swych małych kamratach. Posmarowaną smalcem skibkę razowca kładł zawsze w jednym miejscu, a rano nie pozostawało z niej ani okruszka. — Lubicie słonecznik? — zapytał kiedyś, wyjmując z torby spory czarny krążek pełen smakowitych ziarenek. Tym razem skrzaty nie czekały aż zaśnie. Obsiadły smakołyk dookoła i nuż ucztować. Małymi zgrabnymi łapkami wyłuskiwały słodkie ziarenka i pomrukiwały z zadowolenia.

8 Już nie chowały się przed starym stajennym
Już nie chowały się przed starym stajennym. Gdy tylko pojawiał się na nocnej zmianie, wyłaziły ze swych kryjówek i zaczynało się wspólne gospodarzenie. Skrzaty, choć tak niewielkie, pomocne były bardzo. Nikt nie potrafiłby tak dokładnie jak one wyczyścić zakopconej górniczej lampki, nikt z taką cierpliwością nie rozczesywał zmierzwionych końskich ogonów... Pewnego wieczoru Maciejowi zdawało się, że jego mali przyjaciele są dziwnie niespokojni. Chodzili tam i z powrotem, węszyli, popiskiwali. — Czyżby coś złego wisiało w powietrzu? — rozmyślał.

9 Na wszelki wypadek postanowił czuwać do rana
Na wszelki wypadek postanowił czuwać do rana. Przez chwilę siedział wyprostowany na wyrku, lecz gdy tylko się położył, zmęczenie wzięło górę i po chwili chrapał w najlepsze. Tymczasem w kopalni rozpoczął się sądny dzień. Podziemne wody wdarły się do wyrobisk. Ich złowrogi szum mieszał się z trzaskiem łamanych stępli i krzykiem ludzi. Dla wielu górników była to ich ostania szychta. W miasteczku zapanował smutek i żałoba. Jedni opłakiwali bliskich, inni w pokorze dziękowali za ocalenie. Tylko o starym Macieju nikt nie umiał niczego powiedzieć. Po prostu przepadł jak kamień w wodę.

10 — Trzeba będzie postarać się o nowego stajennego westchnął jeden z górników oglądających poniszczone chodniki. — Biedny stary Maciej, zdołał jeszcze odwiązać konie i przegnać w bezpiecz­ne miejsce, a sam... Ot, górnicza dola. Gdy dotarli do pustej stajni i zaczęli świecić po ścianach, ich oczom ukazał się niezwykły widok. Oto na wąskiej półce, wysoko pod samym stropem spał sobie najspokojniej w świecie... Maciej Buła. Ocknął się, gdy usłyszał, że ktoś go woła.

11 Jakieście się tam wydrapali ? — nie mogli wyjść ze zdumienia kamraci.
Nie mam pojęcia — odparł zgodnie z prawdą. Pewnie jakieś dobre skrzaty przeniosły was piętro wyżej — zażartował któryś z młodszych górników. Ty się, synek, ze skrzatów nie śmiej, bo akurat z nimi warto żyć w zgodzie — odpowiedział mu Maciej tak poważnie, że chłopak mimo woli zaczął rozglądać się wokół siebie. Oczywiście nie zobaczył nikogo. Nie od dziś wiadomo przecież, że skrzaty darzą swą przyjaźnią i pomocą tylko ludzi wyjątkowych — właśnie takich jak Maciej Buła.

12 KONIEC Opracowały graficznie: Katarzyna Mroczek Natalia Czerwińska
Patrycja Sienkiewicz Wiktoria Kolarz Uczennice klasy III b Publicznej Szkoły Podstawowej Nr 2 w Bochni


Pobierz ppt "Ewa Stadtmüller „Legendy Bocheńskie ” SKIBKA CHLEBA"

Podobne prezentacje


Reklamy Google