NADŁAMANA TRZCINA NADŁAMANA TRZCINA S.M. IMELDA KOSMALA CSSF
Nad wodą, nad czystą szarą wodą trzcina łopocze na wietrze listkami brzęczy, podzwania szeleści, szemrze, szepce chwieje się, drży. Wiatr ją pogania to w prawo, to w lewo, to w tył. Ona w miejscu stoi główką brązową chwieje chciałaby iść, lecz się boi.
Wiatr ją tarmosi, szaleje. Idź – szepce – idź, rozwieję przed tobą głąb wody. Lecz dokąd ma iść? Sama nie wie jeszcze. Opiera się wiatrom, prostuje kiść i znowu lęku napawa się dreszczem.
Dziwi się sobie wiotka trzcina któż ją opieką otoczy? Ma tylko pretensje do siebie: Słabszam od wiatru, co mnie kolebie.
Ot niepotrzebne zielsko nerwowe co się płaszczy przed byle podmuchem przed byle czym pochyla głowę. Wiotkie to ciałem i chwiejne duchem.
Nad wodą wielką i czystą nadłamana skarży się trzcina głowę spuściła ku wodzie nisko: Żem słaba, czy to moja wina? Tak biedne zielsko sobie myśli. Aż tu pochylił się KTOŚ, położył ręce na nadłamanej, wiotkiej kiści. Złamie na pewno – szepnęła w męce.
Lecz nie. Wyprostował i rzekł: Zostaniesz trzciną, to moja wola nie dam ci siły cedrów libańskich ni dębów mocy. Zamierzeń Pańskich nigdy nie zgłębi świat.
Tyś trzciną moją, a jam twój WIATR.