Pobieranie bez strachu. Dowiedz się, jak legalnie ściągać z Internetu. (fot. chip.pl)
Każdy z nas ściąga różnego rodzaju multimedia Każdy z nas ściąga różnego rodzaju multimedia. Jedni muzykę, drudzy filmy, trzeci programy komputerowe. Jak jednak zrobić tak, aby ściąganie z internetu było za darmo a w dodatku legalne ?
Wolno pobierać, ale nie udostępniać Dla osób, które chcą tylko pobrać jakiś plik multimedialny polskie prawo jest zaskakująco jasne. Precyzuje ono, że dzieła, które zostały już rozpowszechnione, są objęte tzw. dozwolonym użytkiem osobistym. Zatem ściąganie filmu czy utworu muzycznego jest legalne, o ile został on już oficjalnie wydany. (Chodzi o premierę światową, a nie polską.) Uzyskane w ten sposób multimedia możemy udostępniać osobom najbliższym– również poprzez serwisy hostingowe, pod warunkiem że nie będą mogli pobrać ich stamtąd ludzie, których nie znamy.
Źródło: tech.wp.pl
Udostępnienie odnośnika do pliku na Facebooku będzie już jednak przestępstwem, tak samo jak korzystanie z sieci peer-to-peer wiążące się z udostępnianiem plików nieznajomym. Dozwolone jest za to tworzenie kopii zapasowych. Jednak trzeba uważać również na to, ponieważ prawo zabrania tworzenia, sprzedaży i korzystania z programów i narzędzi służących do łamania zabezpieczeń przed kopiowaniem. Z drugiej strony łamanie zabezpieczeń jest zabronione jedynie wówczas, jeśli miałoby służyć nieuprawnionemu korzystaniu z utworu. W tym przypadku, lepiej uniknąć archiwizowania plików. Trzeba dodatkowo pamiętać, że przepisy również dotyczą oprogramowań komputerowych
Podsumowanie: Możemy legalnie pobierać utwory, które zostały wcześniej oficjalnie opublikowane, jednak zabronione jest ich publiczne udostępnianie nieznajomym. Podczas archiwizacji danych w sieci musimy pamiętać, aby nie udostępniać odnośników do plików chronionych prawem autorskim i oczywiście nie łamać pod żadnym pozorem ewentualnych zabezpieczeń przed kopiowaniem. Pobieranie z Internetu płatnego oprogramowania komputerowego zawsze jest przestępstwem.
FACEBOOK: Kto postuje, ten żałuje… Źródło: tech.wp.pl
Pozew za wpis na Facebooku to prawdziwa rzadkość Pozew za wpis na Facebooku to prawdziwa rzadkość. Oczywiście nie w tym rzecz, że obrońcy praw autorskich przymykają oko na aktywność internautów w sieci społecznościowej. Dotychczas jednak brakowało im środków technicznych, by ją śledzić. Coraz częściej jednak wpisy na Facebooku pojawiają się w wynikach wyszukiwania w Google’u, przez co bardzo szybko i łatwo można kogoś oskarżyć o nielegalne rozpowszechnianie przeróżnych treści multimedialnych. Za naszą zachodnią granicą użytkownik portalu został pozwany o odszkodowanie. Na jego tablicy pojawiło się zdjęcie należące do kogoś innego. Pikanterii sprawie dodaje fakt, iż nie był to jego własny post, ale fotografia wrzucona przez znajomego.
W konflikt z wymiarem sprawiedliwości może popaść również ten, kto na Facebooku grozi bądź ubliża innym. W Europie zdarzały się przypadki, kiedy policja pukała do domów nastolatków, ponieważ po nieudanej klasówce dodawali na Facebooku posty zawierające groźby w kierunku drugiej osoby. Co prawda, sam post nigdy nie został spełniony, jednak delikwenci lub ich rodzice mogli być obciążeni kosztami policyjnej akcji oraz postępowania sądowego. Przykrym skutkiem może okazać się również facebookowe wydarzenie, oznaczone jako publiczne. Niejednokrotnie zdarzało się, że na imprezie pojawiały się setki czy tysiące gości . (Za nielegalną organizację imprezy masowej Polsce grozi nawet kara więzienia.)
Podsumowanie: Trzeba pamiętać, że bez zgody właściciela praw autorskich nie wolno udostępniać żadnych chronionych treści, w tym znalezionych w sieci zdjęć czy tekstów. Należy również uważać z prywatnymi groźbami czy obelgami, które szybko mogą stać się publiczne.
Artyści tracą, użytkownicy płacą podwójnie Model ryczałtowy budzi wątpliwość. Płacić musiałby każdy – nawet ten, kto nigdy nie ściągnąłby piosenki czy filmu. Co gorsza, chcąc postawić na półce płytę Blu-ray z ulubionym filmem czy album zarejestrowany na płycie CD, użytkownicy płaciliby podwójnie. Najbardziej poszkodowani byliby oczywiście sprzedawcy cyfrowych treści, np. iTunes, Amazon czy Deezer. – Znaczenie straciłyby dwie najważniejsze cechy dające tym platformom przewagę nad sieciami peer-to-peer: legalność oferowanych utworów oraz wynagradzanie właścicieli praw autorskich – mówi Christian Handke z Uniwersytetu Erasmusa w Rotterdamie badający ekonomiczne aspekty prawa autorskiego. Już dziś miliony użytkowników chętnie płacą takim serwisom. Jedynym warunkiem jest aktualna i bogata oferta.. Gdyby wszystko można było ściągać za darmo, straciłyby one rację bytu, a ich twórcy – zainwestowane pieniądze.
Reasumując.. Wygląda na to, że zamiast biurokratycznej machiny regulującej dostęp do bezpłatnych źródeł kultury w Internecie, potrzebujemy więcej wolnego rynku, który sam znajduje skuteczniejsze i prostsze rozwiązania. Dopóki jednak przemysł rozrywkowy nie dopasuje swoich modeli biznesowych do realiów Internetu, o wytępieniu sieciowych piratów raczej nie ma co marzyć. Nie da się też ukryć, że bez głębokiej reformy nie da się dostosować prawa autorskiego do nowoczesnych możliwości technicznych i znaleźć kompromisu satysfakcjonującego wszystkich twórców.