Ballada o królewnie, która chciała mieć wszystko s. Nulla Westwalewicz FSK
Była sobie królewna... Oczy miała jak liście – takie bardzo zielone i śmiała się srebrzyście. Była sobie królewna rączki miała jak kwiaty a jej tatuś, król stary był okropnie bogaty.
Mieli zamek wysoki z liliowych ametystów, jak woda, cicha woda tak czysty, przeźroczysty...
Żyła sobie królewna z oczyma zielonymi, jej małe stopki prawie nie dotykały ziemi.
Bo stary król, jej tatuś sam nosił ją na rękach przyznajmy, że nad miarę rozpieszczał swą córeńkę. Chciałby spełnić jej wszystkie zachcianki i kaprysy, a że było ich wiele nikt chyba nie dziwi się.
Ta królewna nieboga miała duszę skrzydlatą – i pałac z ametystów ciasny jej był jak chata... Zawsze było jej mało – zawsze czegoś nie stało zawsze czegoś nowego jej serce pożądało.
Zawsze było jej mało. Albo może... za wiele? Chciała czegoś innego wciąż zuchwałej i śmielej. Nie lubiła klejnotów wolałaby gwiazdeczki i księżycek dwurogi nanizać na sznureczki.
Roiły się po główce marzenia niebezpieczne – sny zawrotne o gwiazdach (mieć choć jedną - koniecznie:) Mój najmilszy, mój królu, zrób mi wędkę złocistą, będę łowić gwiazdeczki w nieba toni przejrzystej...
Położyła się z wędką na zielonej murawie – niebo chmury zasnuły – gwiazdeczki się nie jawią. Król się martwi i trapi nic poradzić nie może – to nie nasze, królewno - nie? A czyje? - To Boże –
Patrzy w niebo królewna oczyma tęskniącymi. Więc nie wszystko jej dane, czego pragnie na ziemi? Rośnie, rośnie królewna a z nią rosną marzenia – stary król się frasuje – już nie starcza jej ziemia.
Już za niskie jej góry – i za małe jej morze – i za wąski horyzont – i zbyt nikła jest zorza. I za ciasno jej wszędzie – i wszystkiego jej mało – za czymś tęskni królewna, co większe niż świat cały...
Nad królewskim ogrodem skrzydła rozpostarł orzeł. -Czyś ty moim jest, orle? -Nie, królewno - ja Boży.
Twoim stanę się wtedy, kiedy spętasz mi skrzydła – gdy mnie łowczy królewski w podstępne schwyta sidła: gdy mnie strzelec królewski procą w serce ugodzi, ale dziś jestem wolny i żyję na swobodzie... Wzdycha cicho królewna i w milczeniu coś myśli – słowik wczoraj tak śpiewał czemu dziś się uciszył?
Co się stało, mój królu, że śpiew zamilkł słowika? -Już odleciał zapewne w kraje obce i dzikie. Marszczy brewki królewna: -jak to? - Ciebie nie spytał? Uciekł sobie za morze tak po prostu i kwita?
-Tak daleko, królewno, moja władza nie sięga. -Toś ty biedny, mój królu, takaż twoja potęga?... Toś ty słaby, mój królu, jak zwyczajny śmiertelnik, nie masz władzy nad ptakiem? -Ach, Bóg tylko jest wielki.
Rośnie, rośnie królewna, a z nią rosną tęsknoty... Dziewosłęby królewskie jadą kapiąc od złota. Dziewosłęby królewskie wezmą rękę królewny król im ucztę gotuje... Król się w sercu rozrzewnia
W świat pojedziesz, córeńko, chcą cię zabrać posłowie króla, co ma pół świata, siedem koron na głowie... Siedem koron? Pół świata? – Ach, mój królu, to mało. Gdyby miał jedną gwiazdę, może bym się wydala?
Mój najmilszy, mój królu, nie wyjdę za nikogo, chyba... że mnie poślubisz samemu Panu Bogu... Król się mocno zasępił i zadziwił się pewnie – lecz jakże by się kiedy sprzeciwić mógł królewnie?
Szepczą ludzie ciekawi i plotkują dokoła o królewnie, co poszła do białego klasztoru. Jak Kopciuszek w popiele gdzieś tam skrobie ziemniaki lecz ma za to na własność gwiazdy, księżyc i ptaki -
Już nie tęskni po nocach – już nie szuka niczego... Znalazła w swoim Bogu wszechświat cały i niebo...